czwartek, 19 czerwca 2014

Prolog

Jak zwykle obudziłam się o 7:00 nad ranem. Letnia, morska bryza była wyczuwalna przez otwarte okno. Leżałam w łóżku dopóki nie rozległ się głos mojej koleżanki Mary Jane:
- Wstawaj Cathy idziemy już na plażę!
- A co z Natalie?- zapytałam, bo ledwo wczoraj wieczorem przyleciałyśmy z Londynu, a Naty już chora.
- Wciąż jest chora, ma gorączkę i nie może wyjść na dwór.- zawołała moja inna koleżanka Alice.
Wtem ubrałam się i po schodach zbiegłam na dwór. Oczarował mnie widok australijskich plaż. Długi pas Morza Tasmańskiego rozlegał się w malowniczym Sydney. Nasz pierwszy dzień wakacji od liceum w Sydney i klimat Australii nie wpłynęły dobrze na zdrowie Natalie. Na plaży, gdy wraz z kumpelami rozłożyłyśmy ręczniki, postanowiłyśmy popływać.


Woda była idealna do kąpieli. Nie za zimna, nie za ciepła, inaczej: cudna. Dużo wygłupiałyśmy się na płytkiej wodzie albo robiłyśmy głupie miny pod wodą, a bujność raf koralowych i ryb, aż przyciągała wzrok. Nie bez powodu mówi się, że w Australii są najpiękniejsze rafy na świecie. Po całodziennym pływaniu i wygłupach zrobiłyśmy na plaży ognisko, nieopodal naszego domku letniskowego. Podczas pieczenia kiełbasek postanowiłyśmy, że jutro wykupimy rejs statkiem, oczywiście wszystkie prócz Natalie, bo nie zniosłaby tego dobrze ze swą chorobą morską. I tak właśnie minął nam pierwszy dzień pobytu w Sydney, spędzony na pływaniu, wygłupach i ognisku. Rada na dziś, jeśli masz chorobę lokomocyjną - weź tabletkę przed lotem lub przejazdem, bo skończysz jak Natalie. Rada druga: podczas wodnych zabaw nie podtapiaj nikogo!

1 komentarz:

  1. Fajny prolog! :) Już nie mogę się doczekać dalszych częśći

    OdpowiedzUsuń